wtorek, 14 lutego 2017

Koniec Steam Greenlight

Nie zabija się kury znoszącej złote jajka. Ale jeżeli kura ta zaczyna srać do swojej miesiączki, można rozważyć ewentualne przerobienie jej na rosół. Taki też los spotka w niedługim czasie Greenlighta.

Nie to, że Valve nie zależy na pozyskiwaniu mniejszych twórców “niezależnych”. Greenlight był w swych założeniach inicjatywą dobrą, ale nie do końca działającą zgodnie z zamiarami jego rodziców. Fakt, początkowo był całkiem niezły boom i do programu trafiło sporo niezłych gierek. Po jakimś czasie jednak stało się to, co nieuniknione - platformę zalał crap, czy to produkowany przez trolli, czy też po prostu przez żądne paru dolarów zysku beztalencia.


Ale w przyrodzie nic nie ginie. Powstanie Steam Direct. Nazwa już sama w sobie sugeruje, o co w tym chodzi - przed wprowadzeniem tytułu do sklepu gra zostanie oceniona, ale nie przez graczy, lecz bezpośrednio przez ludzi z Valve. Zanim jednak to nastąpi, jej twórca będzie musiał uiścić opłatę. Nieoficjalnie mówi się o sumce z przedziału 200-5000 dolarów. Rozbieżność niczym między kołami Seicento staranowanego przez Jelcza, ale oficjalne stanowisko Valve pozostaje nieznane.


Chcemy, by Steam było przyjaznym miejscem dla wszystkich deweloperów, którzy poważnie chcą traktować odbiorców i tworzyć dobre gry. Aktualizacje, jakie wprowadzaliśmy w minionych latach, oznaczały liczne usprawnienia, dzięki którym nowe tytuły mogły dostać się na Steam. Steam Direct to kolejny krok w tym kierunku
~strona internetowa Steam


Cytat ten wyraźnie wskazuje, że Valve ma dobre zamiary - chcą ograniczyć ilość lipnych gierek, trafiających na ich platformę. Trzeba sobie tylko zadać pytanie, czy naprawdę wszyscy poważnie traktujący odbiorców developerzy są w stanie wyłożyć 5000$ na ławę bez gwarancji zwrotu inwestycji. Bo gust jurorów Zaworu może się różnić od tego graczy. Pomijam już stronniczość i wpływ widzenia misi danego dnia. Z drugiej strony, jeśli gra zostanie przez sędziów zaaprobowana, wpłacona kasa wraca do twórcy. Jeżeli zaś nie będą oni pozytywnie nastawieni… są dwie opcje.


Albo pieniążki wracają do portfela (choć zapewne nie w całości - w końcu ktoś musi jury opłacić) twórcy, albo zostają w kiechcie włodarzy Steama, ale gra mimo negatywnej opinii trafia do serwisu. Sprytne - z jednej strony wszystko jest ok, bo utalentowani twórcy będą piać z zachwytu, że za free trafili do sklepu, z drugiej strony mamy narzędzie, które w razie czego pomoże szybko podbudować budżet firmy… kosztem zalania Steama gównianymi grami. I koło się zamyka.


Jeżeli jestem developerem, umieszczającym swoją grę na Greenlight, to nie wiem, ile czasu zajmie dopuszczenie jej do sprzedaży. A to bardzo utrudnia sprawy. Czy uda mi się wydać ją konkretnego dnia? Kiedy powinienem zacząć rozmawiać ze społecznością? Kiedy poinformować o mojej grze prasę? Ta nieprzewidywalność całego procesu utrudnia twórcom gier również kilka innych rzeczy.
~Aiden Kroll, przedstawiciel Steam


W tej argumentacji brakuje jednak nieco logiki. Tak mi się bowiem wydaje, że jak ktoś liczy na wsparcie społeczności, to akurat konkretna data premiery gry nie jest dla niego aż tak istotna, jak sama możliwość publikacji swojego dzieła. Reszta argumentów? No przepraszam bardzo, ale publikując swój projekt w Greenlight właśnie rozpoczyna się rozmowy ze społecznością i informuje o nim prasę - gdzie tu miejsce na dylematy?


Pozostaje mieć nadzieję, że motywacje Valve są naprawdę szczytne i naprawdę chcą usprawnienia systemu, a nie tylko dodatkowej kasiorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz