środa, 22 lutego 2012

Saint's Row: The Third

Po fatalnej optymalizacji Saint’s Row 2, od trzeciej części serii oczekiwałem chociaż dużej dawki głupawego śmiechu. Na szczęście los lubi płatać figle i dostałem coś jeszcze.



Niespodziewanie Saint’s Row: The Third okazał się najlepszym sandboksem od GTA IV (a nawet równym grze Rockstara) i moim osobistym pretendentem do miana gry roku 2011. Oczywiście gra ma też kilka wad, jednak nie sposób się przy niej dobrze nie bawić. Po raz pierwszy od czasów pierwszego Wiedźmina zdarzyło mi się też zarwać przy Saint’s Row kilka nocek.


Choć fabularnie jest to ciąg dalszy przygód gangu Świętych, to z poprzednią częścią opowieść łączy się na tyle, na ile to konieczne. Wracają starzy znajomi, czyli Pierce i Shaundi. Gat również powraca, ale [UWAGA! SPOILER!] jego mózg dość szybko ląduje na ścianie, rozkwaszony przez lokalnego szefa „mafii” [Koniec spoilera]. Chcąc nie chcąc, przystępujemy więc do odbijania kolejnych dzielnic Steelport. Tutaj można zauważyć pewne podobieństwa do Saint’s Row 2, gdyż ponownie mamy do czynienia z trzema ekipami. Tym razem jednak powiązania między nimi są wyraźniejsze, przez co rozgrywka wydaje się bardziej liniowa – choć nadal mamy wybór pomiędzy misjami. Ogólnie jednak fabuła jest bardziej spójna, ponownie też spotykamy ciekawe postaci. Starzy znajomi przeszli zaś niemały lifting. Gdy po raz pierwszy ujrzałem „nową” Shaundi, nie wiedziałem, że to ona. Gat i Pierce też się zmienili, ale nie w aż tak radykalnym stopniu.


Bardzo zaś może zmienić się nasza postać, a to za sprawą usprawnionego edytora. Jest on teraz bardziej naturalny dzięki ulepszeniu kształtowania ciała – za dostosowanie wagi i umięśnienia odpowiada jedno, trójkątne pole, które wyznacza proporcje między tymi cechami. Dodać można jeszcze tyle, że jest to najpotężniejsze narzędzie kreacji bohatera, jakie w życiu widziałem; w dwie minuty wykreowałem sobie odpowiednik wiedźmina Geralta (z obowiązkową blizną i pionowymi źrenicami), by po chwili śmigać po mieście zabójczą, nieco podobną do Lary Croft, panienką.


Przebudowie uległy też pozostałe edytory: gangu, pojazdu i mety. Tego ostatniego nie ma tak właściwie w ogóle – nie możemy już dostosować wnętrza każdej meliny, jedynie w przypadku kilku budynków możemy wydatnie zwiększyć ilość pięter, co daje nam dodatkowe, ułatwiające rozgrywkę bonusy. Gang możemy teraz nieco bardziej urozmaicić, wybierając osobno wygląd każdego z czterech członków. Oczywiście Świętych jest znacznie więcej, ale tylko tylu możemy nadać inny wygląd – reszta będzie ich klonami.


Sporo namieszano natomiast w kwestii pojazdów. Opcje tuningowe właściwie się nie zmieniły, choć poszczególne elementy karoserii są bardziej dopracowane. Dodano też świetnie wpisujące się w ziomalsko-gangsterskie klimaty neony pod samochodami. Ale i tak najważniejszą zmianą jest zupełnie nowy model jazdy. Co prawda wciąż można zatrzymać rozpędzony wóz w ciągu sekundy, ale hamulec ręczny wreszcie działa tak jak powinien i przesadne katowanie go może skończyć się ładnym dzwonem w ścianę. Zdecydowanie bardziej czuć też masę pojazdów, zaś wszystkie te zmiany powodują, że z jazdy można czerpać mnóstwo frajdy.


Również strzelaniny zostały usprawnione. W starciach uczestniczy teraz znacznie więcej osób, co stwarza pozorne wrażenie chaosu – tu coś wybuchnie, tam ktoś używa miotacza ognia… Podobnie jak w Saint’s Row 2, za intensywność strzelanin odpowiada system kosy. Tym razem jednak ma on ogólny wskaźnik dla policji i jeden wspólny dla gangów. Im więcej nabroimy, np. zabijając wrogich gangoli, tym więcej ich przybędzie, aby upuścić nam krwi. My zaś możemy zabić kolejnych itd. Po przekroczeniu pewnego poziomu do akcji wkraczają tzw. Brute, czyli olbrzymi, poddani modyfikacjom genetycznym ludzie, których kumple wożą na pace samochodu i którzy używają specjalnych broni, np. miniguna czy granatnika. The Deckers mają też do dyspozycji jednostki z zadającymi olbrzymie obrażenia koso-młotami, które w dodatku mogą się teleportować z miejsca na miejsce, co nieco utrudnia ich ubicie.


Na szczęście my również możemy zadzwonić po wsparcie zakumplowanego Brute’a lub innego znajomego. No właśnie, zadzwonić. Pomysł wprowadzony po raz pierwszy (o ile się nie mylę) w GTA IV, aby część funkcji przejął telefon komórkowy, tutaj został znacznie udoskonalony. Naciskając klawisz Tab wyzwalamy naszego smartphone’a. W nim zaś znajduje się sporo ikonek, pozwalających zarządzać światem gry. Możemy do kogoś zadzwonić (np. po pomoc w walce lub aby ktoś dostarczył nam wózek), przelać kasę z naszych sklepów na prywatne konto czy zarządzać umiejętnościami postaci. Są też opcje bardziej ułatwiające życie graczowi, niż kierowanej przez niego postaci, np. mapa z GPS-em czy menu zarządzania stacjami radiowymi.


Najważniejszą funkcją naszego telefonu jest jednak rozpoczynanie misji, zarówno fabularnych, jak i dodatkowych. W przypadku tych pierwszych zwykle sprowadza się to do zadzwonienia do kumpla (lub kumpeli), ustalenia miejsca spotkania, dojechania tam i obejrzenia cutscenki. Ciąg dalszy jest inny dla różnych misji. Mamy tu więc zarówno „klasyki” typu ochrona wozu z pokładu śmigłowca czy obowiązkowe w wielu sandboksach zatopienie okrętu, ale też oryginalne, utrzymane w charakterystycznym dla gier Volition stylu zadania takie jak wyścig rydwanów zaprzężonych w członków klubu sado-maso lub walkę na ringu wrestlingowym bez żadnych zasad, za to z wykorzystaniem wszelkiej dostępnej broni (np. rekina…). To właśnie absurdalne, radośnie głupie poczucie humoru twórców sprawiło, że w Saint’s Row 2 grałem z wypiekami na twarzy. Ich chęć nabijania się ze wszystkiego przejawia się na każdym kroku także w kolejnej odsłonie serii. Jest więc klub Doktora Genky, w którym na specjalnie przygotowanej arenie musimy eliminować innych uczestników zabawy i plansze wyobrażające mordercze koty. Musimy jednak uważać, aby nie ustrzelić pandy – miśki te są przez wielu kochane, zaś zabijanie ich jest „nieetyczne”. I skutkuje utratą zdrowia, przez co faktycznie lepiej na pandy uważać. Posiadacze edycji specjalnej gry mają też dostęp do najzabawniejszej broni, jaką widziałem w grach – wyrzutni małych ośmiorniczek. Można nimi strzelić we wroga, a następnie zdetonować, co czyni z nich jedną z mocniejszych broni dostępnych w SR:TT. Oczywiście zarówno przed, jak i po wystrzale ośmiorniczki płaczą, błagają o litość itp. Autentycznie serce się krajało, gdy musiałem zabijać te niewinne stworzonka.


Ogromny postęp widać w przypadku oprawy, szczególnie wizualnej. Gra dostała od twórców wsparcie nowoczesnych shaderów, efekty specjalne dobrej jakości i wyższą rozdzielczość tekstur. Co najważniejsze, w parze z ładnymi widokami idzie też świetna optymalizacja – na moim piecu ilość klatek rzadko spadała poniżej 30, a z reguły trzymała ponad 60, miałem więc zapewnioną komfortową, płynną rozgrywkę. Równie dobrze jest z dźwiękiem. Muzyka ponownie powinna przypaść do gustu niezależnie od ulubionego gatunku. Odgłosy broni i silników także brzmią odpowiednio „soczyście”, a głosy postaci dobrze dobrano i zrealizowano.


W ogólnym rozrachunku otrzymujemy więc świetną grę osadzoną w dobrze zaprojektowanym mieście, dającą dużo swobody i przedstawiającą ciekawą historię z niezłymi postaciami. Nie ma więc wątpliwości co do oceny końcowej.


Ocena: 9
Grafika: 8
Dźwięk: 8
Gameplay: 9
+ fabuła
+ świat gry
+ bohaterowie
+ sporo opcji personalizacji
+ oprawa
- właściwie to Saint’s Row 2.5
Producent/Wydawca: Volition Inc. / THQ
Dostępne na: PC, OnLive, PS3, X360
Wymagania minimalne:
Windows XP; procesor dwurdzeniowy 2GHz (Intel Core2Duo lub AMD Athlon X2); 2GB RAM; karta graficzna GeForce 8800 lub Radeon HD3800 z 320MB VRAM, obsługą Shader Model 3.0 i DirectX 9.0c; 10GB wolnego miejsca na dysku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz