wtorek, 28 lutego 2012

Assassin's Creed: Brotherhood

„O ku*wa! Ja pie*dole! Co za szmaty! Ja ich wszystkich pozabijam!” – te pełne emocji i zdecydowanie niepoprawne politycznie słowa wyrwały mi się tuż przed wyświetleniem napisów końcowych, a skierowane były do scenarzystów z Ubisoftu. I jest to jednocześnie najlepszy przykład niezwykłego kunsztu i wirtuozerii tychże ludzi.


Chodzi mianowicie o zakończenie fabularne. Ponownie wiele wątków pozostaje niewyjaśnionych, co sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnego Assassina. Jednocześnie ostatnie minuty wywarły na mnie tak duży szok, że po raz pierwszy od czasów Wiedźmina poczułem, jak bardzo zżyłem się z bohaterami gry komputerowej. Od strony fabularnej Brotherhood stoi więc na najwyższym szczeblu, jaki jak na razie udało się ustanowić w rozgrywce wideo (oczywiście to tylko moje zdanie). Tym razem jednak nieco inaczej zbalansowano rozgrywkę. Najwięcej czasu spędzimy bowiem na wykonywaniu zadań pobocznych i odnajdowaniu ukrytych smaczków (które ponownie pozwalają nam lepiej poznać otoczkę fabularną), niż na popychaniu do przodu głównego wątku.

Zwiedzania wyrobu szewskiego ciąg dalszy


Znów wcielamy się w Ezio Auditore da Firenze, a grę rozpoczynają ostatnie chwile z Assassin’s Creed II – ponownie wysłuchujemy przemówienia Minerwy. Po chwili akcja przenosi nas w ciało Desmonda, z którym docieramy do ruin Monteriggioni. Czemu miasto jest zrujnowane (choć nadal mieszkają w nim ludzie, a sama mieścina jest niezłą atrakcją turystyczną), wyjaśniają sekwencje z Ezio. Po ataku syna papieża (a to jeszcze nie jest najbardziej, hmm… „nietypowa” postać) na rodzinną willę asasyna, jesteśmy zmuszeni udać się do Rzymu, aby naprawić błędy, które kilka dni wcześniej popełnił Ezio i dać Ojcu Świętemu wieczny odpoczynek, a przy okazji zabić niesfornego papieżyca i odebrać mu Rajskie Jabłko.

Żeby więcej nie spoilerować, przejdę do opisu samej gry. Rozgrywka nie zmieniła się znacząco w stosunku do poprzedniej części. Zakres ruchów Ezio pozostał taki sam. Dodano więcej możliwości eksterminacji wrogów – najciekawszą zmianą jest wprowadzenie kuszy (która swoją drogą miała się znaleźć pierwszym AC, z 2007 roku), która pozwala nam zabijać cicho wrogów na dużym dystansie. Zwiększono też szybkość przeładowywania pistoletu, dzięki czemu wreszcie jest on przydatny w walce. Do wyposażenia Ezio dołączają po pewnym czasie spadochrony jednokrotnego użytku, które pozwalają bezpiecznie wylądować po skoku ze zbyt dużej wysokości.

Tym razem teren gry ograniczono do jednego, jednak niezwykle dużego i pieczołowicie odwzorowanego miasta – Rzymu. Wiąże się to z możliwością jazdy konnej w wąskich uliczkach Zatybrza i po rozległych równinach Wiminału. Gra spełnia jednocześnie nieźle funkcję edukacyjną; wiadomości o Wiecznym Mieście mogą się niezwykle przydać w szkole. Jako jednak że Roma to rozległa metropolia, możemy szybko przemieszczać się po jej najważniejszych punktach za pomocą systemu kanałów miejskich. Żeby uzyskać do nich dostęp, musimy zainwestować w ich renowację. W podobny sposób odbudowujemy sklepy i zabytki, które zwiększają regularny przychód. Bardzo dobrze zbalansowano ilość pieniędzy, których w ACII było zdecydowanie za dużo. W Brotherhoodzie trzeba oszczędniej wydawać kasę, gdyż ceny towarów poszły w górę, a dochody, naliczane co 20 minut czasu rzeczywistego, nie są bynajmniej kwotami horrendalnymi.

Nigdy się nie nauczą...


Walka powtarza błędy poprzedniczek – ponownie przeciwnicy grzecznie czekają w kolejce na baty, zamiast atakować Ezio grupowo. Asasyn stał się jeszcze bardziej zabójczy dzięki możliwości wykonania szybkiego zabójstwa. Działa to tak, że po finiszerze, wykonanym np. po kontrze, jednym kliknięciem możemy zabić kolejnego przeciwnika, pod warunkiem, że nikt nie zada nam w tym momencie ciosu. Ciekawie prezentują się za to sekwencje w machinach wojennych Leonarda da Vinci i ostatnie walki w głównym wątku fabularnym. W tych pierwszych możemy zasiąść m.in. za sterami słynnego czołgu. Każda tego typu akcja toczy się poza Rzymem, np. w Neapolu. Musimy zakraść się i spalić plan budowy machiny, a następnie ukraść ją, uciec i zniszczyć w otwartym polu. Pod koniec historii Ezio natomiast nie możemy używać  konwencjonalnej broni. Zamiast niej wykorzystujemy Fragment Edenu. Każde jego użycie nie tylko rozrywa wrogów lub miesza im zmysły, ale też wysysa energię z bohatera, trzeba więc rozważnie korzystać z jego mocy.

Grafikę nieco poprawiono względem poprzedniczki, co na słabszych maszynach można delikatnie odczuć. Skok wydajnościowy nie jest na szczęście zbyt duży – ponownie z grą powinien sobie dać radę nawet przestarzały już technologicznie komputer. Udźwiękowienie zaś stoi na takim samym, bardzo wysokim poziomie, jak w poprzednich grach serii.

Grupowe harce


Najważniejszym elementem AC: Brotherhood jest zupełnie nowy tryb multiplayer, którego jednak nie testowałem zbyt długo – nieraz już pisałem o kwestii mojego Internetu, więc nie będę po raz kolejny wspominał, dlaczego. Parę sesji u kolegi pokazało mi jednak, że polowanie na żywych graczy może dać sporo radości. W najciekawszym trybie mamy zabić określonego gracza, jednocześnie samemu będąc ofiarą innego asasyna. Oczywiście nie dosłownie – zakapturzonym zabójcą grać nie możemy, kierujemy natomiast m.in. medykiem, katem czy też kurtyzaną. Naturalnie takich postaci w tłumie jest sporo i trzeba zabić tę właściwą, aby nie zakończyć misji fiaskiem. Żeby zaś gracze mogli skupić się na swoich celach, w multi nie ma strażników.

Gra nie jest oczywiście pozbawiona wad, np. mniej wygodne sterowanie – teoretycznie niemal identyczne jak poprzednio, jednak do poruszania się po menusach wymaga zmiany pozycji przynajmniej jednej dłoni. Zdarzają się też drobne błędy graficzne i nieco niewidzialnych ścian podczas jazdy konnej, jednak nie psują one rozgrywki na tyle, abym musiał obniżyć ocenę końcową. Na koniec pozostaje mi jeszcze ponownie polecić AC:Brotherhood każdemu graczowi i jeszcze „na chwilę” odwiedzić Rzym.

Ocena: 8+
Video: 8
Audio: 8
Gameplay: 9
+ świetny teren gry
+ motyw odbudowy Rzymu
+ genialna fabuła
+ oprawa
- brakuje rewolucyjnych nowości
- co ona wam, drodzy scenarzyści, zrobiła?!
Producent/Wydawca: Ubisoft Montreal / Ubisoft
Dostępne na: PC, X360, PS3
Wymagania minimalne:
Windows XP/Vista/7; procesor Intel Core2Duo 1.8GHz lub AMD Athlon X2 64 2.4GHz; 1.5GB RAM Windows XP/2GB Windows Vista i 7; karta graficzna z 256MB VRAM, zgodna z DirectX 9.0 i Shader Model 3.0; 8GB wolnego miejsca na dysku

2 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja, dwójka była zabójcza, choć całej nie przeszedłem z powodu awarii. Chętnie bym w nią zagrał :D, choć teraz powinienem użyć słowa "niego" bo Assassin to nie kobieta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmienia to jednak faktu, że seria schodzi na psy. Ciągle robimy to samo, ten sam bohater... Jak Ubi nie wymyśli czegoś naprawdę nowego, to wydawanie kasy na kolejne części nie będzie zbyt dobrym pomysłem.

      Usuń