GTA to seria „nieco” kontrowersyjna. Początkowo mieliśmy się w niej wcielać w policjanta ścigającego przestępców. Jednak po naradzie w DMA Design (dzisiejsze Rockstar Games) zdecydowano zgotować nam alternatywę: byt złodzieja ściganego przez gliniarzy. Już to wystarczyło do ściągnięcia na świat gier burzy ze strony mediów, a jak dołożyć jeszcze dodawane w kolejnych odsłonach serii przemoc, wulgaryzmy i seks… Dość powiedzieć, że GTA: San Andreas nie wolno było POSIADAĆ w Australii, USA czy nawet w Brazylii (!!). Również opisywana poniżej odsłona nie spotkała się z aplauzem u niektórych właścicieli dużych sieci handlowych, ale już wszystko jest na swoim miejscu… No ale koniec ględzenia, przejdźmy do rzeczy.
Dobrodošli, druže
Niko, będąc weteranem wojny w Jugosławii, szybko znajduje robotę w świecie mafii i karteli. A to trzeba zabić jakiegoś łebka, na którego uwziął się pijany boss ruskich, a to rozpieprzyć w cholerę jakiś magazyn czy zrobić dodatkową wentylację w znanym teatrze… No, drobiazgi, ogólnie rzecz ujmując ;) Nie będę jednak wchodził głębiej w szczegóły fabuły, żeby nie spojlerować, powiem tylko, że gdy wskaźnik postępu będzie wskazywał około 60-70 % a na radarze zabłysną dwie ikonki (zielony $ i czerwone “coś”) to dobrze się zastanówcie, bo to znak, że dotrwaliście do ostatniej misji, która uszczupli nieco szereg kumpli pana Bellica, a to, którą drogą pójdziecie, zadecyduje kto odpadnie… Pozostałe procenty dociągniemy do setki, zaliczając misje policjanta, wybijając się pojazdami z ramp rozrzuconych po mieście itd. Należy jednak wspomnieć, że w stosunku do ogromnego świata San Andreas, tutaj dodatkowych rzeczy do zrobienia poza głównym wątkiem jest chyba nieco mniej, na pewno zaś mamy mniejszy wpływ na wygląd naszego bohatera.
Halo, direktor Interneta?
Pomimo wycofania takich bajerów jak siłownia czy salon tatuażu, poziom odwzorowania realizmu świata przedstawionego nadal stoi na wysokim poziomie. Do użytku dostajemy telefon komórkowy (w ciągu gry trafiamy na dwa modele), konto e-mail czy nawet telewizor w każdym domu… Wspomniany telefon przez wielu nazywany jest narzędziem gracza, gdyż nie tylko dzwonimy z niego do kumpli Niko czy odbieramy wiadomości. W jego menu znajdują się jeszcze dwie zakładki – jedna odpowiedzialna za tryb multiplayer, druga za edytor klipów nagranych w czasie gry. Internet w grze jest dość ciekawie zrealizowany. Czasem używamy go w celach fabularnych, jednak najczęściej zaglądamy tam żeby przejrzeć zlecenia poboczne, pokasować wiadomości od spamerów, kupić dzwonek na telefon lub po prostu w celach rekreacyjno-czytackich, dla samej zabawy z czytania nieraz prześmiewczych wpisów na fikcyjnych forach. Podobną funkcję pełni telewizja. Nic pożytecznego z niej nie wyniesiemy, ale możemy pooglądać kreskówki, turnieje pokera z Las Venturas (to chyba jedyne nawiązanie do San Andreas, oprócz nazw pojazdów) czy też wiadomości z Liberty City. Uproszczenie świata ma też jednak wady. Wielu ludziom spodobała się możliwość niemal dowolnej personalizacji bohatera w SA, odwiedzenia siłki i opcje tuningu samochodów. Mi w “czwórce” brakowało szczególnie tej ostatniej opcji, choć jak wiadomo nie od dziś, twórcy modów nie śpią i już od jakiegoś czasu można znaleźć w sieci nieoficjalny pliczek pozwalający zmieniać wygląd naszych bryk.
Na klimat w grze znacząco wpływają zmiany dotyczące ludzi w nim żyjących. Już nie mamy do czynienia z armią klonów (no ok, modele postaci niezależnych powtarzają się, ale nie o to mi chodziło). Teraz w każdej chwili siedzący na ławce w parku chłopak może powitać swoją dziewczynę idącą nieopodal. Może też odebrać telefon lub wezwać policję, gdy przyuważy jak Niko wybija szybę stojącego na poboczu sportowego kompaktu. Jednak ten sam chłopak niekoniecznie wezwie niebieskich, gdy spróbujemy ukraść zdezelowanego lumpa. Podkreślam, niekoniecznie… Zresztą my również możemy wezwać służby publiczne, gdy na przykład zauważymy ostrą bójkę pomiędzy dwoma dresiarzami. Ja w takiej sytuacji wezwałem i policję, i pogotowie. Lekarz zajął się tym o słabszej woli i pięściach (czyt. nieprzytomnym), a gliniarz w między czasie odprowadził drugiego chuligana za rączkę (a nawet za dwie, spięte kajdankami) prosto na tylne siedzenie radiowozu. Jeśli chcecie ujrzeć podobne sceny, najlepiej przez jakiś czas tylko obserwować monitor. Przy odrobinie szczęścia może uda wam się zobaczyć coś ciekawego (np. raz w biedniej dzielnicy zauważyłem gang motocyklistów, Lost and Damned, majestatycznie snujący się zamglonymi ulicami - który jakiś czas później stał się główną atrakcją jednego z dodatków EFLC, ale o tym już w innej recenzji - póź. przyp.)
Prekrasnaya devushka!
Czas na techniczną stronę gry. Za grafikę odpowiada stworzony na potrzeby GTA IV engine graficzny RAGE połączony z silnikiem fizycznym Euphoria. Nazwy mogą mówić niewiele, jednak obydwa silniki sprawują się wyśmienicie. Zresztą Take2 Interactive (właściciel Rockstara) już zapowiedział, że przez najbliższy czas będzie wykorzystywał RAGE’a w swoich największych tytułach. Praktyka pokazuje, że jest to wyśmienity plan. Modele samochodów nie tylko są ultra szczegółowe, ulegają też bardzo realistycznym uszkodzeniom, np. palenie gumy po jakimś czasie powoduje wybuch opon i konieczność jazdy na samych felgach, a dachowanie, w przeciwieństwie do poprzednich gier z serii, nie kończy się wybuchem, chyba że już wcześniej mocno uszkodziliśmy samochód. W ogóle fizyka w grze jest niesamowita. Pierwsze potrącenie pieszego może wręcz przerazić realizmem. Tak samo jak widok Niko szybującego przez przednią szybę na ścianę budynku z którym zderzył się pół sekundy temu, jadąc z prędkością bardzo powyżej dozwolonej. W takiej sytuacji, o ile jedziemy motocyklem, bardzo pomaga kask, który nieco redukuje obrażenia - ale Niko nie założy go, jeśli zaraz po wskoczeniu na motocykl ruszymy z piskiem, trzeba chwilkę zaczekać. Realistyczna fizyka otwiera nam też nowe możliwości taktyczne w walce z przeciwnikami, o której szerzej za chwilę.
Powoli zbliżamy się ku końcowi recenzji, zostaje jeszcze do opisania walka. W tej części przeprowadzono małą rewolucję. Klawiszem Q aktywujemy system krycia się za osłoną. Po naciśnięciu tego przycisku, Niko doskakuje/doślizguje/dobiega do najbliższej osłony. Gdy już jesteśmy schowani, możemy albo prowadzić ostrzał na oślep, albo wychylić się i dokładnie przycelować, ryzykując jednak zarobienie paru kulek. Swoją drogą, do łaski powrócił celownik taki jak w Vice City, i mimo że jest to praktycznie zmiana wprowadzona od niechcenia, to w moim przekonaniu znacznie ułatwia i uprzyjemnia eksterminację wrażych nam jednostek. Uprzyjemnia, bo celownik wydaje się jakby „lżejszy” od tego z SA, a ułatwia, bo po przycelowaniu na obwódce wewnątrz celownika pojawiają się wielostopniowe wskaźniki energii życiowej (zaznaczonej na zielono, jeśli celujemy do osoby nam przyjaznej albo neutralnej, na czerwono, jeżeli pod celownik nawinie się wróg lub na szaro gdy celujemy w funkcjonariusza policji lub federalnego) i pancerza (zaznaczonego na błękitno). Skoro już rozpisałem się o celowniku, napomknę co nieco o reszcie interfejsu. Stałym elementem jest tylko radar, nieodłączny element od czasów GTA III. Na jego obwódce znajdują się dwa półkola – zielone to siły witalne Niko, a niebieska pokazuje stan kamizelki kuloodpornej. Reszta interfejsu przywoływana jest kontekstowo (ilość kasy, broń i amunicja, telefon komórkowy). I to wszystko. Wróćmy więc do walki. Przeciwnicy też często korzystają z osłon, jednak starcia są zasadniczo proste. Zupełnie inaczej zrealizowano walkę wręcz. W SA było kilka stylów walki, tu jest tylko jeden, bodażej krav maga. Jest on bardzo skuteczny. Walcząc wręcz możemy zablokować celownik na przeciwniku, złożyć się do bloku, doskoczyć lub odskoczyć od wroga, kopnąć go lub uderzyć pięścią (silny cios i słaby mają osobne przyciski)… Najlepiej poczekać na ruch przeciwnika i wbić się w odpowiednim momencie z unikiem, a następnie wcisnąć dwa przyciski z trzech odpowiadających za atak. W takiej sytuacji Niko wykona jeden z kilku efektownych ciosów specjalnych, od zwykłych ciosów pięścią, przez różne rodzaje uderzeń z półobrotu, na podwójnym (!!) kopniaku w jaja wroga (lub w damski odpowiednik) kończąc.
Jest jeszcze kwestia multiplayera, edytora klipów i Games for Windows LIVE!. Edytor oddany graczom do rąk jest… No może nie lepszy od WMM, ale i tak jest nieźle. Można ręcznie ustawiać kamerę, są filtry, spowolnienia i przyspieszenia. Zresztą poszukajcie sobie filmiku GTA: Tokyo Drift ;) Ludzie są niesamowici…
W multi pyka się przyjemnie, jest wiele trybów gry, a paru chętnych do wspólnej zabawy zawsze się znajdzie. Gra jest skorelowana z systemem GfW LIVE!. Nie wiem czemu ludzie nie lubią LIVE’a, mi ten system bardzo odpowiada. Kuzynowi (również grającemu w GTA) zdarzył się pewien bug, który na jakiś czas uniemożliwił mu granie po sieci, ale wszystko wróciło do normy, więc chyba nie jest źle.
Podsumowując wszystko, grzech nie znać GTA IV. Dla tej gry warto nawet kupić nowy komputer za 2000zł… A jeśli już dysponujemy odpowiednio mocnym sprzętem… Dobra, nie przeszkadzam wam, Niko czeka… ;)
Grafika: 10
Dźwięk: 9
Gameplay: 10
+ fantastyczna oprawa graficzna
+ świetna, długa, wciągająca
+ fabuła
+ telefon i Internet
+ silnik fizyczny
+ multi
- wymagania, zdarzają się zwiechy nawet na dobrym sprzęcie
- brak niektórych "usimsowień" z SA
Producent/Wydawca: Rockstar North / Rockstar Games
Dostępne na: PC, X360, PS3
Wymagania minimalne:
Windows Vista SP1/XP SP3; Intel Core2Duo 1.8GHz, AMD Athlon X2 64 2,4GHz; 1.5GB RAM; 16GB HDD, 256MB nVidia 7900/256MB ATI X1900; napęd DVD-ROM Dual Layer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz