wtorek, 17 grudnia 2013

SLRR - Historia Jana

Artykuł ten jest fabularyzowaną opowieścią, tworzoną na bazie gry Street Legal Racing: Redline - tak zwane garage story. Nowe odcinki będą się ukazywać co parę dni, może nawet co dzień ;) Zapraszam do czytania i komentowania oraz do poczytania innych artykułów na stronie.


Jan przekręcił kluczyk. Silnik pracował znakomicie. Nie tak, jak w Mercedesie, ale palił równo i cichutko. Właściciel zarzekał się, że wóz jest tańszy w utrzymaniu, niż kanarek. „Zobaczymy” – pomyślał Jan. Do tej pory nie przejmował się cenami benzyny – i tak państwo opłacało mu służbowy wóz. Teraz przyszła pora wydorośleć i znaleźć jakieś źródło dochodu – z dala od miasta, w którym przeżyło się całe dotychczasowe życie.

[Dzień 1. - środa]
W końcu – Valo City. Żegnaj, Europo. Uporałem się już z tym, co mnie tam spotkało. Sprzedałem dom, wyjechałem. Udało mi się tutaj kupić skromniutką chatę, starczyło też kasy na cztery kółka. Szału nie ma, Fiat Coupe. Na szczęście zostało mi jeszcze sporo zielonych. Trzeba się będzie rozejrzeć za jakąś robotą. Przypuszczam, że lokalne posterunki raczej nie będą zainteresowane współpracą z młodym, zagranicznym eks-gliną z zaledwie kilkuletnim stażem w drogówce…




Po tygodniu poszukiwania robota się znalazła. Nic nadzwyczajnego – cieć w magazynie przy torze wyścigowym. Płaca niezbyt wysoka, robota raczej nudna, ale jest jakieś źródło dochodu.


[Dzień 15. - środa]
Pierwsza nocna zmiana i już coś się dzieje. Okazuje się, że nie tylko w dzień na torze przewija się masa ludzi. Koło północy na owal wjechały dwa samochody i przystąpiły do wyścigu. Wezwałem przez radio Roberta, ale powiedział, żebym to olał. Dzieciaki od czasu do czasu ścigają się na torze, ale nie przeszkadza to nikomu, a lepsze to, niż jazda po ulicy. Podjechałem do tych „dzieciaków” i spytałem, czy mógłbym się z nimi zmierzyć. Wyśmiali mnie. Powiedzieli, żebym najpierw znalazł jakiś konkretny wózek, bo marnym Fiacikiem nie mam szans z nikim wygrać. Cóż, właściwie zostało mi jeszcze trochę oszczędności…

Nie trzeba było długo szukać – okazja znalazła się sama. W okolicznym autoszrocie właśnie przygotowywano do sprasowania Hondę japońskiej produkcji. Jan nie zastanawiał się długo – brakowało już paru części, a rdzy było więcej niż zdrowej blachy, ale pod maską siedział VTEC, a taki argument raczej skłoni chłopaczków z toru do małej zabawy.


[Dzień 19. - niedziela]
Honda Accord Mk III. Kto by pomyślał, że skuszę się na japoński wóz. Z drugiej strony, jeszcze pół roku temu nie przypuszczałbym, że opuszczę Kolonię. Hanię kupiłem dość tanio. Dopiero w domu zrozumiałem swój błąd – jedyne, co łączy silnik mojego Accorda z VTEC’iem to pokrywa głowicy. Czeka mnie sporo roboty przy blacharce, ale wózek ma potencjał. Szkoda, że muszę się pozbyć jego serca, no ale mam nadzieję, że znajdzie się coś ciekawego do upchnięcia w komorze.

Nie czekając długo Jan zaczął rozbierać Hondę na części pierwsze. Żeby obciąć koszty renowacji zdecydował się dostarczyć do lakiernika gołą blachę. Podczas prac okazało się, że także zawieszenie wymaga sporo pracy. Na szczęście dość szybko znalazł się kupiec na silnik, więc Jan mógł poświęcić nieco gotówki na zawieszenie.

[Dzień 22. - środa]
Hanka już zapodkładzona. Lakiernik czeka, aż podkład wyschnie i będzie można położyć bazę. W międzyczasie zacząłem rozglądać się w sieci za jakimś kompletnym zawiasem. Trafiłem na dość ciekawą licytację – regulowane wahacze MS, do tego sprężyny i amorki od Teina i hamulce Brembo. Niestety, aukcja kończy się dopiero za tydzień, ale do tego czasu powinienem mieć już gotową budę.


- Niezłe wozidło – powiedział Sean – po Europejczyku nie spodziewałbym się zamiłowania do skośnookich.
Jan wzruszył ramionami. Co biedny Amerykaniec mógł wiedzieć o jego prawdziwych gustach? Jednak fakt posiadania przez Jana kultowego Accorda zdawał się robić wrażenie na młodym lakierniku, więc świeżo upieczony hondowicz postanowił nie wyprowadzać chłopaka z błędu.
- Lubię wszystko, co ma cztery koła i nie rozpada się przy 100km/h – odrzekł Jan.
- Yyy, znaczy się, tak z 60 mil to będzie? Tak, tak, oczywiście… - powiedział nieco zbity z tropu lakiernik i dodał pod nosem – Ci Niemcy i ich chore jednostki… W każdym razie; możemy wrzucić do tej Hondy Phantom Grey Pearl, ale moim zdaniem będzie to troszkę profanacja. Proponowałbym coś z oryginalnej palety – może dość podobny Graphite Grey Metallic?
Jan nie miał zamiaru dyskutować. Nie wiedział o jaką profanację może chodzić, ale zdecydował się zaufać Sean’owi. Zostawił więc Hondę w spokoju i wrócił do codziennych zajęć. Chciał się nieco przespać przed nocną zmianą.

[Dzień 23. - czwartek]
W nocy znowu był wyścig. Tym razem jednak dość niecodzienny. Do tej pory na trasie widywałem głównie japońskie tunery. Wczoraj jednak musiała być jakaś grubsza akcja, bo nie było żadnej widowni, a na linii ustawiły się dwa klasyki - niebieski Mustang i czarny Dodge. Nie jechały nawet 200 na godzinę, ale widać było, jak zacięta jest walka. Mustang jeszcze na czwartym biegu zrywał asfalt. Coś niesamowitego… i pięknego.


- Johnny, odpuść! – krzyczała zdenerwowana Lucy – Obiecałeś, że z tym skończysz!
Johnny spojrzał na swoją narzeczoną. Kochał ją, ale w kwestii walki o honor był nieugięty. Tony omal nie zabił jego brata, należała mu się nauczka.
- Ostatni raz. Ostatni, naprawdę. Wiesz ile ten wyścig dla mnie znaczy. Potem wyjedziemy gdzieś na wschód i zaczniemy życie od nowa.
Lucy nie była przekonana. Już niemal płakała. Kopnęła koło błękitnego Forda, schyliła się i włożyła rękę pod przednią oś.
- Widzisz?! To ma być twój ogier? Chyba trochę przecieka! Jeszcze go nie naprawiłeś po ostatnich ekscesach, a już chcesz znowu walczyć na torze? Z dziurawą miską daleko nie zajedziesz…
Mężczyzna objął swoją wybrankę i pocałował ją w czoło. Naciągnął rękawiczki i bez słowa wsiadł do samochodu. Paliwo zabulgotało, po paru sekundach motor zaskoczył. Ryk pięciolitrowego Clevelanda przeszył powietrze, echo jeszcze długo pobrzmiewało w otwartych boksach. Teraz nie było już odwrotu.


[Dzień 30. - czwartek]
Trzy dni temu wróciła do mnie Honda, zaś wczoraj wieczorem podjechałem po zawieszenie, które wylicytowałem w sieci. Na chwilę obecną zawias jest już gotowy, pozostaje tylko przykręcić koła i można jeździć – o ile znajdzie się niewolników do pchania wydmuszki. Czekam też na odbiór kilku części (zderzaki, lampy), które jeszcze leżakują u lakiernika. Przy dobrych wiatrach jutro będę mógł odklepać przegląd i zarejestrować wózek.




Johnny otworzył drzwi i wszedł do dyspozytorki. Rzucił jakieś papierki na blat, wziął od sekretarki długopis i podpisał koniec zmiany. Jan obserwował mężczyznę i dopiero po chwili zorientował się, skąd kojarzy jego twarz. W tym czasie ścigant wyszedł z pomieszczenia. Jan rzucił grafik i wybiegł za nim.
- Fajny wózek.
Mężczyzna rozejrzał się, ale zdawał się nie do końca rozumieć Jana. O jaki wóz mu chodziło?
- Który rocznik? ’73? – nie ustępował młody Niemiec.
- Myślisz, że jak pracujesz na torze, to możesz się mądrować swoją „wiedzą” o brykach? – ostrym tonem odpowiedział Johnny, odkrywając znaczenie aluzji – Co ty wiesz o prawdziwych wozach?
Jan lekko się zafrasował, ale nie stracił głowy.
- Mało. Jestem praktykiem, nie teoretykiem. Może mały wyścig w przyszłym tygodniu?
Johnny doskoczył do młodzieńca i pewnym chwytem złapał go za koszulę.
- Nic wczoraj nie widziałeś, cieciu. To był ostatni raz – rzekł przyciszonym głosem potężny mechanik i dodał po chwili, zwalniając uścisk – Mówisz więc, że lubisz jeździć? Popytaj o Green Slip.
Jan zapamiętał nazwę bez problemu – Green Slip mieścił się naprzeciwko jego domu - i odprowadził nieznajomego wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego mężczyzna tak się zdenerwował na wspomnienie o wyścigu. Ritter wrócił do dyspozytorki, dokładniej zbadać grafik na przyszły tydzień.


[Dwa tygodnie wcześniej…]
- Wielki Angus ma pietra? – szydził Tony.
Angus rozejrzał się dokoła. Ludzie odwracali głowę, części z nich przez twarz przeleciał ironiczny uśmiech. Angus znał zasady brata – żadnych wyścigów na ulicy. Tym razem jednak chodziło o honor.
- Boisz się, że skończysz jak ojczulek? A może braciszek zabronił ci przekraczania prędkości w mieście?
„Co ty wiesz o przekraczaniu prędkości – pomyślał Angus – Gdybyś widział, co Johnny wyczyniał w Nevadzie…”. Nie było jednak czasu na wspomnienia. Ludzie oczekiwali rozwoju wypadków. Nikt nie przewidział nawet co się stanie kilka minut później.
- Myślisz, że brat mi rozkazuje? Sam decyduję o swoim życiu! – zawołał Angus i dodał wściekle - I nigdy więcej nie obrażaj mojego ojca…
Tony zaśmiał się w głos:
- Kiedy ja tylko stwierdzam fakt! Angus Senior nie potrafił jeździć, ot, dlaczego wylądował sześć stóp pod ziemią. A jego synowie wcale lepsi nie są!
Dwie minuty później obaj stali przed skrzyżowaniem, nerwowo wyczekując zielonego światła…




Parking był pusty, ale uchylone drzwi wyraźnie świadczyły, że ktoś jest w warsztacie. Jan zaparkował samochód obok bramy garażowej i ruszył w stronę wejścia. Ze środka wydobywały się delikatne nuty „Wake Me Up When September Ends”. Ritter wszedł do środka i od razu spostrzegł młodszego od siebie mężczyznę, pochylonego nad sportowym kompaktem.
- Witam.
Mechanik nawet nie rzucił okiem w stronę potencjalnego klienta. Odburknął powitanie i ruszył w kierunku samochodu. Przekręcił kluczyk i dodał gazu. Gdy auto wkręciło się na wysokie obroty, delikatny uśmiech pojawił się w kącikach jego ust.
- Jestem Jason White, właściciel warsztatu. W czym mogę panu pomóc?


[Dzień 31. - piątek]
Byłem dzisiaj w warsztacie, Green Slip. Prowadzi go miły młodzieniec. Był wyraźnie podenerwowany, gdy wspomniałem o niebieskim Mustangu, ale miło pogawędziliśmy. Opowiedział mi o historii Valo City i tym, co dzieje się na ulicach i torach wyścigowych. Widząc, że jestem zainteresowany wyścigami, zapytał czym jeżdżę. Opowiedziałem mu o Hondzie – po chwili stał przede mną wózek widłowy z lśniącym VTEC’iem. Nawet nie pytałem o cenę. Jason – bo tak ów mechanik miał na imię – zgodził się zamontować jednostkę w Accordzie. Umówiliśmy się na jutro, z racji tego, że mam wolne, poza tym jutro odbieram plastiki od lakiernika, więc przy dobrych wiatrach w niedzielę będę mógł przetestować Hanię.

[Dzień 32. – sobota]
Dzisiaj uporaliśmy się z silnikiem, zderzakami, lampami, lusterkami oraz szybami. VTEC prezentuje się pięknie, nic nie przebije też jego pięknego tonu, choć czeka nas jeszcze trochę pracy przy regulacji. Chciałem się jutro wybrać na tor, jednak Jason mi to odradził. Polecił mi najpierw zmienić koła i opony – fabryczne są za wąskie dla takiej mocy i mógłbym szybko wylądować na ścianie trasy. Wolę nie dyskutować ze specjalistą…


[Tymczasem gdzieś w centrum miasta…]
- Jak się czujesz, bracie?
- Johnny! Jak miło cię widzieć! Już coraz lepiej, lekarze są dobrej myśli…
Johnny spojrzał bratu w oczy. Widział w nich tylko żal i pokorę. Z trudem powstrzymał łzy.
- Wiem co teraz myślisz – powiedział Angus – „A nie mówiłem? Tak to jest, jak się nie słucha rad starszego…”
- Wystarczy! – przerwał mu Johnny – To nie twoja wina. Co się stało, to się nie odstanie. Ale, do jasnej cholery, dlaczego to zrobiłeś?
- Rozmawiałem z Lucy. Wiem o twoim wyścigu z Tonym. Nie bądź więc hipokrytą. Na marginesie – co z moim wozem?
- Żyje, ale jest w podobnym stanie, jak ty…

Jan zakręcił wodę, wciągnął koszulkę i wyszedł z domu. Gdy spojrzał na drugą stronę ulicy, zauważył niebieskiego Mustanga stojącego na parkingu Green Slip. Było dopiero chwilę po siódmej, więc postanowił wybadać, co jest grane.
- Johnny, kurwa, czy ty zawsze musisz katować to auto do końca? Skrzynia jest zatarta na amen, miska może służyć za sitko do kawy, a dwa tłoki w ogóle nie pracują! Coś ty z nim robił?
- Spokojnie, Jason, to już koniec – odpowiedział właściciel Macha – Ścigałem się z Tonym.
Jason zmarszczył brwi. Widać było zaniepokojenie w jego oczach. Tony miał silnych przyjaciół, zwykle ścigał się z małolatami, żeby się dowartościować i mieć pewność wygranej. Gdy stawał na linii z kimś takim, jak Johnny, było oczywiste, że coś jest na rzeczy.
- No, to widzę, że sprawa jest grubsza, niż wszyscy przypuszczali – zaczął niepewnie Jason – Co… co było stawką?


[Dzień 34. – poniedziałek]
Byłem rano u Jasona. Był tam też ten od Mustanga, dowiedziałem się, że ma na imię Johnny. Auto mu się zepsuło, zaproponowałem mu więc podwózkę na tor. Niechętnie, ale się zgodził. Gdy pytałem go o wyścig, odpowiadał milczeniem, zainteresował się rozmową dopiero, gdy wspomniałem o Hondzie. Najważniejsze jednak, że wieczorem podjechałem do warsztatu i odebrałem nowe koła. Jason zapewnił, że będą perfekcyjnie pasować – jeśli coś by nie grało, miałem po niego zadzwonić. Po całym dniu harówki w magazynie byłem zmęczony, ale widok pięknego Accorda wynagrodził mi z naddatkiem ponadprogramowy, wieczorny wysiłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz