wtorek, 27 listopada 2012

Total Overdose: A Gunslinger's Tale in Mexico

Wielokrotnie już wspominałem jakim wspaniałym gatunkiem są sandboxy. Total Overdose jest zaś jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku.

W grze wcielamy się głównie w postać Ramiro Cruza, odzianego w różową koszulkę szaleńca, który bez mrugnięcia okiem morduje wszystko i wszystkich. Ma jednak na to „pozwolenie”, gdyż tymczasowo pracuje dla DEA, amerykańskiej agencji antynarkotykowej. Jego zadaniem jest infiltracja półświatka przestępczego zorganizowanego wokół Los Toros, małego, fikcyjnego meksykańskiego miasteczka, leżącego tuż przy granicy z USA. Choć mieścina jest wyraźnie mniejsza niż Lost Heaven czy Liberty City, to i tak jest tutaj sporo do robienia. Oprócz przesiąkniętych humorem i groteską, ale bardzo widowiskowych i zróżnicowanych zadań głównych, które na dodatek opowiadają spójną i ciekawą, choć krótką (ok. 5 godzin gry) historię, jest też sporo dodatkowych aktywności. Mamy więc sporo zadań pobocznych, polegających głównie na mordowaniu kolejnych zastępów niemiluchów, wyścigi oraz przechwytywanie narkotyków. Do tego w całym Los Toros rozrzucone jest multum znajdziek, rozwijających umiejętności Rama (np. możliwość strzelania z dwóch broni równocześnie) lub zwiększających ogólny wynik gracza. Zdarza się też trafić na eventy specjalne, jak np. Day of the Dead; niebo robi się czerwone, a ludzie zamieniają się w „trupy” z sombrero na głowie, atakujące gracza.


Na szczęście Cruz ma niebywałe umiejętności bojowe, więc raczej nie ma problemów z wrogami. Za każde zabójstwo dostajemy punkty i podnosimy mnożnik combo, warto więc starać się, aby były one efektowne. Skaczemy na tygryska, odbijamy się od ścian i w zwolnionym tempie zakładamy headshoty, a wszystko to w towarzystwie ciągłych eksplozji, latających kur, czapek i przeciwników (obrzyn ma NAPRAWDĘ sporą siłę obalającą). Warto w tym miejscu wspomnieć o dobrze przemyślanym systemie celowania. Teoretycznie w grze mamy auto-namierzanie, ale nie jest tak, że wszystko „strzela się” samo. Musimy chociaż mniej-więcej wycelować we wroga, a headshoty wymagają już przytrzymania PPM i naciśnięcia spustu w odpowiednim, sygnalizowanym przez grę momencie. Oprócz wspomnianych akrobacji, Ramiro ma jeszcze jedną charakterystyczną zdolność specjalną – Loco Moves. Pod tą nazwą kryje się siedem ograniczonych ilościowo metod mordowania meksykańców, jak przyzwanie szalonego wrestlera czy El Mariachi – strzelanie z karabinów ukrytych w futerałach na gitary (generalnie w grze można dopatrzyć się inspiracji filmem „Desperados”, w tym wypadku aż nadto dosłownej).


Twórcom Total Overdose udało się fantastycznie zbudować klimat. Postaci mówią z odpowiednim akcentem, słońce wręcz pali skórę, a wkoło jeździ masa gruchotów, kury dreptają przy drodze… Ogólnie ma się wrażenie, jakby faktycznie było się na przesiąkniętym tequilą zadupiu gdzieś w Meksyku.


Na tworzenie klimatu niebagatelny wpływ ma też oprawa audiowizualna z technicznego punktu widzenia. Grafika jest dość prosta, ale dzięki odpowiedniej stylistyce nadal trzyma poziom. Całość utrzymana jest w ciepłej tonacji (a biorąc pod uwagę ilość wybuchów na minutę – można powiedzieć „gorącej”) z dominacją pomarańczowego. Postacie zostały dobrze zaprojektowane – Cruz jest odpowiednio charyzmatyczny i charakterystyczny, nie ma szans pomylić go z bohaterem jakiejkolwiek innej gry. Inni napotykani w grze ludzie też nieźle wyglądają – choćby Marco, którego ksywka, Szczur, została idealnie dopasowana do wyglądu i charakteru tegoż osobnika.


Na osobny akapit zasługuje muzyka. Total Overdose ma jeden z najlepszych, idealnie wpisujących się w całość soundtracków, jakie miałem przyjemność słyszeć w grach (a trochę ich było). Wyraziste linie basu z niejednokrotnie znakomitym slapem, doprawione wysokimi tonami i typowymi, meksykańskimi wstawkami dętymi, w połączeniu z bardzo różnorodnym wokalem (od hip-hopu do hard rocka) tworzą mieszaninę wybuchową, a więc świetnie dopasowaną do gry. Sam motyw z menu głównego zapada w pamięć na całe lata (tę melodię nuciłem sobie już podczas instalacji, choć słyszałem ją bodajże w 2007 roku!).


Gra, choć opatrzona stosunkową krótką fabułą, daje sporo radości. Gdzie indziej można precyzyjnie mierzyć ze snajperki, tudzież wymierzać kolejny zakręt na Monte Carlo, lecz jeśli szuka się totalnej, bezpardonowej rozwałki, doprawionej szczyptą groteskowego, ale też i tego bardziej subtelnego humoru, to pukać wypada tylko do jednych drzwi. Ktoś ma wątpliwości, do których?


Ocena: 8+
Video: 7
Audio: 10
Gameplay: 9
+ ciekawe postacie, z bohaterem głównym na czele
+ spójna fabułą
+ klimat
+ FANTASTYCZNA muzyka
+ sporo dodatkowej roboty
+ niezłe umiejętności bohatera
+ absurdalny humor
+ nie najgorsza grafika
- krótki główny wątek fabularny
- dość brutalna = nie dla dzieci
- nieco sztywny model jazdy
- drobne bugi
Producent/Wydawca: Deadline Games / Eidos Interactive
Dostępne na: PC, PS2, XBox
Wymagania minimalne:
Procesor 1GHz; 256MB RAM; Karta graficzna 32MB; Windows 98/ME/2000/XP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz